#10 "Ostatni list od kochanka" Jojo Moyes
Dziś 14 luty. Dzień Zakochanych lub jeśli wolicie po prostu Walentynki.
Tego 'święta' nie sposób nie zauważyć. Z każdej strony 'zalewani' jesteśmy
serduszkami itp. Przez to też całe to
Walentynkowanie dla wielu z Nas zaczyna być uciążliwe. W sumie nie jestem
zdziwiona bo przecież ile można? Jednak żeby tradycji stało się zadość i aby
nie okazywać za bardzo mojej ignorancji co do tego 'święta' postanowiłam, że
kilka słów o najnowszej książce Jojo Moyes „Ostatni list od kochanka” powiem
właśnie dzisiaj. Myślę, że to wystarczający kompromis :)
Jojo Moyes przyzwyczaiła nas do historii miłosnych przepełnionych emocjami,
które u wielu z nas (wybaczcie Panowie, ale jestem pewna, że zdecydowana rzesza
odbiorców tego typu literatury to płeć piękna) wywołały łzy oraz szeroko pojęte
zachwyty i westchnienia.
Tyle słowem wstępu. Teraz fabuła.
Na początku książki poznajemy Elli, która jako młoda dziennikarka targana
jest silnymi emocjami wywołanymi miłością do mężczyzny, który jest żonaty.
Kobieta jest przekonana, że układ na który się zdecydowała jest przejściowy, że
kochanek odwzajemnia jej uczucia a sam jest ofiarą małżeńskiego kryzysu.
Pewnego dnia zbierając materiały do następnego artykułu odnajduje zupełnym
przypadkiem w redakcyjnym archiwum listy pochodzące sprzed 40 lat.
Z ich krótkiej lektury dowiaduje się, że ich autorem jest mężczyzna a adresatem
zamężna kobieta. Bez wątpienia łączył ich gorący romans.
Co dalej? Akcja książki przenosi się o kilkadziesiąt lat wstecz, gdzie
poznajemy piękną i młodą kobietę o imieniu Jennifer krótko po wypadku, w
którym straciła pamięć. Jennifer otoczona jest przyjaciółmi, troskliwym mężem. Problem jednak w tym, że ludzie
którzy ja otaczają są jej zupełnie obcy. Z każdym dniem jest też coraz bardziej świadoma tego jaka przepaść
dzieli ją i mężczyznę, który podaje się za jej męża. Oczywiście żeby nie było zbyt prosto - pewnego
dnia odnajduje list od nieznajomego, dzięki któremu uświadamia sobie, że przed
wypadkiem łączył ją z owym nieznajomym ognisty romans oparty na silnym uczuciu.
Jennifer decyduje się odkryć prawdę za wszelką cenę.
Jak myślicie, czy uczucie przetrwało? Czy razem z zanikiem pamięci
przepadło również ono? A może odżyje na nowo, jeszcze mocniej, jeszcze
intensywniej? Jaką walkę podejmie bohaterka?
I oczywiście jaki udział, o ile w ogóle, będzie miała w tej historii młoda
dziennikarka Ellie?
Czy prawda jaką poznała dzięki listom zmieni jej spojrzenie na romans, w
który ona sama jest uwikłana? Jak zakończy się jej historia?
Mam ogromną ochotę zdradzić Wam chociaż część odpowiedzi na zadane wyżej
pytania, ale nie mogę odebrać Wam przyjemności płynącej z czytania. Więc jeśli
zżera Was czytelnicza ciekawość to sięgnijcie po tę książkę i odkrywajcie
powoli, karta po karcie, sekrety i tajemnice zapisane w „Ostatnim liście od
kochanka”.
Kilka słów od mnie… a co mi tam, takie moje przemyślenia. Dlaczego?
Ponieważ „Ostatni list od kochanka” skłonił mnie do wielu refleksji. Odnalazłam
w tej książce pewien pierwiastek historii, który zdarzył się moim życiu (tak
wiem jesteście ciekawi, ale to moja słodka tajemnica). Powiem tylko tyle, że
historia opowiedziana przez J. Moyes zachęca do tego by nie bać się dążyć do
realizacji naszych marzeń, pragnień w zakresie dążenia do spełnienia miłości. W
naszym życiu powinniśmy kierować się odwagą w podejmowaniu decyzji, bo odwaga w
miłości jest niezbędna, aby czerpać z tej miłości radość i szczęście. Ja
niestety o swoją prawdziwą miłość walczyłam za krótko, może za słabo. Dziś mam
do siebie żal i pozostanie tylko 'gdybanie', wyobrażenia tego jak mógł potoczyć
się 'nasz' los. Jednego jestem pewna. Miłość wymaga odwagi. Kochać to być odważnym.
I nie ważne, czy odwaga sprowadzi się do walki o ukochanego, czy postawienia
kroku w przeciwnym kierunku i szukania szczęścia gdzieś indziej, zwłaszcza gdy
związek staje się toksyczny.
Książka zmusi nas oczywiście do refleksji na temat samej zdrady. Będziemy
oceniać bohaterki właśnie przez pryzmat tego, że na zdradę dały przyzwolenie.
Podejrzewam też, że u wielu czytelniczek zarówno Ellie, jak i Jennifer nie
wzbudzą sympatii. Jedna była przecież kochanką, a druga zdradzała męża. Obie
naraziły inne osoby na ból i cierpienie w imię dążenia do własnego szczęścia.
Czy jednak można je oceniać tylko negatywnie? Czy miłość jaką poznały można
jednoznacznie określić jako zakazaną? Czy jeśli kochamy ‘niewłaściwą’ osobę
mamy być za to potępieni? A może mamy prawo mimo wszystko walczyć o swoje
szczęście?
Ja staram się nie zajmować konkretnego stanowiska w tej sprawie. Mam do
tego zbyt osobisty stosunek i trudno o obiektywną ocenę. Ciekawa jednak jestem
Waszych ocen, opinii, refleksji – o miłości, o tym gdzie są granice walki o
miłość i swoje szczęście, o zdradzie i o tym, czy osoba, która zdradza może być
usprawiedliwiona? Czy ofiarą jest tylko zdradzany mąż/żona?
Temat jest oczywiście niezwykle trudny i na pewno bardzo kontrowersyjny. Co
Wy o tym myślicie?
Wybaczcie za ten osobisty wywód, ale jak nie dziś to kiedy :)
Ja ze swojej strony życzę Wam tego, aby Wasze historie miłosne miały tylko
szczęśliwe zakończenia.
Wydawnictwo Między Słowami
Tytuł oryginału: The Last Letter from Your Lover
Kraków 2018
stron: 524
Fajne zdjęcia, recenzja super pewnie zachęciłaby mnie do zakupu książki, gdyby nie to, że styl Moyers kompletnie mi nie pasuje. Czytając "Za nim się pojawiłeś" historia bardzo poruszająca to jednak główna bohaterka mnie irytowała. Póżniej dałam szanse " Razem będzie lepiej" i ostatecznie stwierdziłam, że jednak przeszkadza mi styl pisarki pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńwww.zaczytanajola.blogspot.com
Takie osobiste refleksje są najciekawe :) to była zdecydowanie najlepsza część recenzji.
OdpowiedzUsuńKinga
Czytałam tę książkę ! Uważam, że jest świetna. Recenzja na poziomie, wygląd bloga cudowny.
OdpowiedzUsuńZapraszam na przedpremierową recenzję książki Surogatka Louise Jensen. Książka zdecydowanie warta przeczytania !
http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/02/surogatka-louise-jensen.html